niedziela, 3 czerwca 2012

The thought of all the stupid things I've done...

Odnoszę wrażenie, że ludzkie życie nie dzieli się na etapy dzieciństwo, okres dojrzałości itd... To raczej okresy pomiędzy kolejnymi wydarzeniami, które dzielą to życie na części "przed" i "po". Nie są to byle tam wydarzenia, ale te bardzo znaczące, które sprawiają, że nie można już bezpośrednio łączyć ze sobą czasów przed i po, bo zostały one na stałe rozdzielone i za bardzo różnią się stanem rzeczy, aby je połączyć na nowo. Można tu wyróżnić pozytywne chwile tego typu - ślub, pierwsza praca, pójście na studia... Jednak w moim przypadku mowa tu tylko i wyłącznie o wydarzeniach przykrych, które trwale odcisnęły bądź dopiero odcisną się na moim życiu. Jeden z nich miał miejsce dobrych kilka lat temu, kolejny niespełna dwa tygodnie temu. I to dość zabawne, że oba te wydarzenia są wynikiem klasycznego zaniedbania i oba ściśle wiążą się z pojazdami mechanicznymi. I paradoksalnie, w każdym z nich byłam po innej stronie barykady, czy raczej powinnam użyć wyrażenia po innej stronie maski. 


sobota, 10 marca 2012

Sometimes you just need to start again in order to fly

Kwartał to naprawdę kawał czasu, a patrząc na datę mojej ostatniej notatki tutaj - prawie tyle czasu minęło. Nie znam dokładnej definicji bloga osobistego, mogę się jednak tego i owego domyślać, i dochodzę do wniosku, że jako autorka mam prawo robić z nim, co chcę. A jednak czuję, że nieco zawiodłam - jednak zawsze tu wracam i teraz dzieje się dokładnie to samo.

Być może ktoś, kto od czasu do czasu poświęcał te kilka sekund na wpisanie adresu mojego bloga w wyszukiwarkę, czeka na jakieś sprawozdanie (najlepiej udokumentowane fotograficznie) z tego, co się ze mną działo ostatnimi czasy. Niestety, nie podróżowałam praktycznie w ogóle, nie poznałam zbyt wielu nowych ludzi ani nawet nie przefarbowałam włosów. Ciekawe, bo jednak czuję się, jakbym naprawdę wróciła (wracała...?) z dalekiej podróży. Tak naprawdę nie wiedziałabym, jakimi słowami określić to, co się działo. Nie tylko dlatego, że ogólnie było tego dużo (a jednak!), ale po prostu byłby to już nie wiem, który raz, kiedy opowiadałabym tą samą historię, a mimo wszystko wydaje mi się, że to wszystko jest nie do opowiedzenia. 

Rzadko mi się to zdarza, ale posklejałam zdjęcia z ostatnich trzech miesięcy, tworząc taki mini kolaż odnośnie minionych wydarzeń. Nie używałam swojego aparatu zbyt często, stąd kilka zdjęć poniżej pochodzą z mojego telefonu, ale postanowiłam wykorzystać wszystkie możliwe źródła fotografii, aby chociaż w małym stopniu jakoś skleić w jedną całość to wszystko, co już za mną. 


Nie doszukujcie się sensu w niektórych ze zdjęć powyżej, bo są tu takie, które umieściłam "bo tak mi pasowało". :) A jak wiadomo nie każdy ruch przedstawicielki płci żeńskiej naznaczony jest jakąkolwiek logiką.

A odbiegając już od tematu tego, co było (czyli wstępu w mojej notce), i szybko przechodząc do jej zakończenia (ha, nie spodziewajcie się rozwinięcia!), to cieszę się każdym promieniem słońca i każdym ciepłym wieczorem. Wiosna to moja ulubiona pora roku, o tym wspominałam pewnie nie raz. Powtarzać to mogę again and again, jeśli tylko przysporzy mi to więcej tego cudownego ciepła i słońca. To niesamowite, jak pogoda dobrze robi człowiekowi na psyche. Nieważne, czy masz burdel w życiu czy tylko w torebce, nieważne, czy starczy Ci pieniędzy na wszystko, co sobie zaplanowałaś w danym miesiącu, i już broń Boże nieważne, czy jakiekolwiek zaplanowane wcześniej rzeczy udaje Ci się zrealizować - jedno słoneczne popołudnie, kilkanaście minut, kiedy nie musisz się martwić o zapięty płaszcz, a po dworze śmigasz już w balerinach - wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Ja się po prostu wyłączam. Cudowne chwile na oddech, na oddech bez skrupułów, bez wstydu i bez wiecznego zamyślenia.

Wiosna, ach to ty.