wtorek, 13 września 2011

I will be your Ferdinand and you my wayward girl

Jesień nadeszła i nie zmieni tego żaden kolejny ciepły (ba, nawet upalny) dzień, brak zajęć czy bezstresowa atmosfera wokół (o którą, swoją drogą, raczej ciężko w moim przypadku). Jesień przyszła, czuję to w kościach, czuję w powietrzu, gdy wieczorem biegam - zapach jest zupełnie inny, a liście szeleszczą tak, jak szeleścić mogą tylko pod wpływem pierwszych jesiennych podmuchów. Czas najwyższy się ogarnąć i coś ze sobą zrobić po ostatnich trzech miesiącach laby.

Wbrew temu, co czasem mówię (czy piszę), lubię jesień, bo to pora zmian i powrotu życia na właściwe tory. Ile można leżeć bebzonem do góry na kanapie? Ile odcinków CSI obejrzeć? Jednak człowiek (a na pewno ja) jest tak skonstruowany, że w życiu potrzebuje czegoś więcej. Gdybym miała jeszcze przez miesiąc robić takie nic, to chyba bym zbzikowała. Doceniam ostatnie przedpołudnia, kiedy mogę bezkarnie się wylegiwać w łóżku, kiedy nic i nikt mnie nie goni, nic nie puka do drzwi mojej świadomości, by przypomnieć, że jednak za tydzień, za miesiąc coś mnie konkretnego czeka... Ale mimo to, potrzebuję, aby coś się w życiu działo i im więcej myślałam o minionym pierwszym roku studiów, tym częściej dochodzę do wniosku, że nie korzystam z tego okresu życia w pełni. Dlatego właśnie postanowiłam w nadchodzących semestrach robić wszystko poza lenieniem się, zająć się nie tylko nauką, ale pracą, hobby, projektami wcześniej omawianymi. Czerpać garściami życie, bo kiedy, jeśli nie teraz? W końcu wszystkie ulgi i zniżki, przy dobrych wiatrach, przysługują mi tylko do 26 roku życia, więc zostało mi jakieś 5,5 roku na wykorzystanie ich na maksa. I tak też mam zamiar uczynić. :)


Pierwszy krok w stronę tych wszystkich zmian postanowiłam wykonać w kuchni, w miejscu, które doceniłam przez ostatni rok i które okazało się całkiem przyjazne. Moja miłość do wypieków nie słabnie i nie zanosi się na zmiany w tym akurat zakresie. Ale skoro jesień, skoro trzeba się za siebie zabrać, to ciacha trochę mniej kaloryczne (nie powiedziałabym, mascarpone trochę kaloryjek ma, ale z ostatnim ciastem marchewkowym to na pewno wygrywają w kwestii "dietetyczności"), nawet kolorem pasujące do obecnej pory roku (jeszcze nie kalendarzowej, ale chyba każdy już pogodził się, że jesień nieubłaganie nadeszła i nie opuści nas aż do zimy, która w tym roku zapowiada się wyjątkowo mroźnie).


Standardowo, przepis pochodzi z mojej ulubionej strony kulinarnej, a link podaję tutaj: klik! Wyszło naprawdę pysznie, nie tylko w mojej ocenie, a roboty prawie tyle, co nic. :) Nawet miksera nie musiałam wyjmować ani dodawać jajek. No i nie są to typowe, ociekające wręcz maślanym tłuszczykiem babeczki, są mokre i miękkie, ale nie aż tak tłuste. :) Serek zaś przybrał ostatecznie postać bardzo ciekawą, bo zamienił się w ciasto, ale w białym kolorze i o innym smaku, nie jestem jednak przekonana, że to tak miało wyjść... Nieważne, liczy się smak, a ten nie zawiódł. :)


Et voila! Oto końcowy efekt. Ozdobiłam według własnego uznania, polewą z białej czekolady i ziarnkami słonecznika, żeby wyglądały tak ekologiczniej, jesiennie. ;)

Pierwsze kroki ku zmianom postawione w kuchni? Mam nadzieję, że to dobra wróżba. Niby przez żołądek do serca, może przez żołądek ogólnie ku lepszemu? Oby. Mam mnóstwo chęci i mnóstwo pomysłów, co robić, jak robić, kiedy, z kim, po co. Żeby tylko starczyło sił, bo entuzjazm pewnie mi minie z pierwszym przymrozkiem. Póki co jednak cieszę się jesienią i chcę wykorzystać w pełni ten swój (słomiany?) zapał. Kolejne kroki stawiać będę już na Montmartre, a to zdaje się być kolejną dobrą wróżbą. Trzymajcie się mocno ziemi, gdy wiatr zacznie zrywać z głów czapki, rozwiewać szale i, nieubłaganie, grzywki. :) Do napisania!

 




2 komentarze:

  1. nie wiem co to alma, a zakupy robię najczęściej w sklepie osiedlowym albo w kauflandzie/ realu/ carrefourze
    nie wiem też czym jest zeberka, ale domyślam się strasznej prawdy:>

    muffiny wyglądają przepysznie, może też się na takie skuszę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. wchodząc tam atakują mnie zdjęcia celebrytów (chyba tak się to nazywa;) a ja się wystrzegam pudelkopodobnych stron:)

    OdpowiedzUsuń