niedziela, 2 października 2011

The Freedom Writers Diary

Niedzielny wieczór w trakcie roku akademickiego zwykle poświęcam na ogarnięcie się przed nadchodzącym tygodniem, a dokładniej na nadrobienie tego, czego nie zrobiłam przez ostatnie dni - porządek w pokoju, szafie lub też prasowanie. To ostatnie zawsze umilam sobie jakimś filmem. Dziś było podobnie, z jedną jednak różnicą - postawiłam na bardziej ambitne kino niż to zwykle bywa. Mając do wyboru obyczaj z Sandrą Bullock a zalatujący "podróbą" film "Wolność słowa", mimo wszystko wybrałam to drugie. Myślę, że to był idealny film na ten moment życia - początek kolejnego roku akademickiego.

Chociaż nie uczę się wśród gangów, naładowanych broni i absolwentów poprawczaków, to jednak film wydał mi się bardzo bliski. Uogólniając jego przekaz, mowa tutaj o zmianie na lepsze. Że wszystko, siłą woli i ciężką pracą, można odmienić. Ten film z 2007 roku to inspirująca opowieść o nauczycielce, która postanowiła zrobić coś więcej dla swojej pierwszej, wyjątkowo trudnej i opornej na nauczanie, klasy. Starając się chociaż częściowo wpłynąć na losy swoich uczniów, Erin Gruwell, vel. Miss G (postać autentyczna), w rzeczywistości odmienia ich życia na zawsze, sprawiając, że zupełnie inaczej spojrzeli na świat, swoich rówieśników i przede wszystkich samych siebie. Mimo, że fabuła jest bardzo zbliżona do kultowych "Młodych gniewnych", to jednak zachęcam do obejrzenia tego filmu. Mnie osobiście wzruszył i poruszył, już od pierwszej sceny (była naprawdę "ostra" i od razu wprowadziła mnie w klimat i tematykę filmu). Jak sobie myślę, że to wszystko dzieje się naprawdę naokoło czy też chociażby w tych całych USA, to naprawdę trudno mi w to uwierzyć. W końcu obracam się w zupełnie innym środowisku i gdyby mnie umieścić w tym filmie, to pewnie siedziałabym na zajęciach wśród białych, zdolnych studentów, z przerażeniem patrzących na klasę Miss G. I tak właśnie się zastanawiam, w kontekście tego, jacy ci uczniowie naprawdę byli - czy w dzisiejszych czasach w młodych ludziach też drzemie tyle siły walki, potrzeby solidarności i więzi? Czy to tylko fikcja literacka/filmowa? Nie wiem, może to ja mam tak złe zdanie o współczesnej młodzieży, ale wątpię, żeby wszyscy młodzi mieli tak bogate życie wewnętrzne. Na pewno na bohaterów filmu wpłynęły ich przeżycia i doświadczenia, to fakt niezaprzeczalny, jednak ich postawy wskazują, że nawet przed tą wielką przemianą czuli i myśleli dużo więcej, niż spodziewałabym się po współczesnych nastolatkach. Mam wrażenie, że współcześnie poza gadżetami, imprezami i swobodą większość nie ma żadnych celów ani ambicji.

Pewnie brzmi to wszystko dziadowato, ale po obejrzeniu filmu naszło mnie na takie przemyślenia, jak to z nami, młodymi obecnie jest. W sumie nigdy nie miałam większej styczności z tak trudną młodzieżą, jak ta przedstawiona w filmie, jednak niewątpliwie sama odczułam różnicę między gimnazjum a liceum, a teraz także studiami. Ta, siłą rzeczy, "posegregowana" społeczność jest zupełnie inna niż tak, z którą miałam do czynienia we wcześniejszych etapach edukacji. I pamiętam do dziś moje odczucia a propos rówieśników z klasy - że są ambitniejsi niż poprzedni znajomi, że są dużo bardziej kulturalni, że mają jakieś pasje, cele, do których stale dążą. Ale tych najwytrwalszych znam tylko kilku, może nawet jednego. Gdy pomyślę sobie o drodze, jaką przechodzili uczniowie Miss G, to zastanawiam się, jak daleko w ich sytuacji zaszłabym ja sama. Skąd brać tyle siły i odwagi? Czy miałabym ich w sobie wystarczająco?

Jak już mówiłam, film idealnie wstrzelił się w czasie - zaczynam drugi rok studiów, przede mną kilka większych zadań do wykonania i przede wszystkim decyzja do podjęcia, jedna z ważniejszych w życiu. A "Wolność słowa" pokazuje, że wszystko to jest do zrealizowania, jeśli tylko ma się wystarczająco uporu. Mam nadzieję, że nigdy mi go nie zabraknie (na co, jak do tej pory, raczej się nie zanosi).

Ależ mnie na głębszą rozkminę naszło. :) Mam nadzieję, że to nakłoni kogoś z Was do obejrzenia filmu, bo jest godny polecenia. Być może moją opinię "wspomagają" wątki osobiste, ale kto wie, może ktoś z Was będzie miał podobnie. Tymczasem życzę dobrej nocy i udanego tygodnia, dla niektórych dopiero pierwszego z powrotem na uczelni (Politechnika Gdańska zagnała mnie do nauki tydzień wcześniej niż inne uczelnie).




2 komentarze: